Projektor laserowy 4K od Sony to coś, na co wszyscy czekaliśmy. Poza ekstremalnie drogim flagowcem, jakim jest model VPL-VW5000, kosztującym ponad 200 000 zł, posiadacze sal kinowych nie mieli zbyt wielkiego wyboru. Nasza recenzja rzutnika Sony VPL-VW760ES odpowie na pytania, czy warto zainteresować się tym modelem, jakie są jego mocne strony, czy ma jakieś słabości? Czy projektor laserowy to przyszłość kina w domu? Zapraszamy do lektury. Test został opublikowany w czerwcowym wydaniu amerykańskiego magazynu.
Test Sony VPL-VW760ES – wstęp
W zeszłym roku przeprowadziłem test projektora kosztującego 30 000 złotych, Sony VPL-VW360ES, ówcześnie najwyższego modelu producenta wyposażony w lampę UHP i trzy natywne panele 4K SXRD. Oba urządzenia są aktualnie wyszczególnione na stronie producenta, wraz z nieco przestarzałym już VW1100ES, który ma na karku prawie 4 lata i powstał jeszcze przed erą HDR. W tym roku Sony udało się zejść z ceną rzutnika z laserowym źródłem światła aż o 180 00 złotych, bo model Sony VPL-VW760ES kosztuje „zaledwie” 70 000 złotych. To pierwszy raz, gdy projektor laserowy osiąga taką cenę. Flagowy model Sony VPL-VW5000ES generuje strumień światła o mocy 5000 lumenów, podczas gdy specyfikacja VW760 mówi o 2000 lumenów, co sprawia, że konkuruje z najjaśniejszymi rzutnikami opartymi o pojedynczą lampę UHP.
Korzyści z lasera
Laser ma jednak tę przewagę, że jego moc może być zmienna, dlatego możemy oczekiwać naprawdę znakomitej czerni. W menu urządzenia znajdziemy opcję dynamicznej kontroli tego parametru – wyłączoną, limitowaną i pełną. W trakcie testu rzutnika korzystałem z ostatniego ustawienia, bowiem nie udało mi się zauważyć żadnych fluktuacji jasności, a czernie wciąż zachwycały swoją smolistością. Poziom szczegółów w cieniach jest tak dobry, że czasem nie miałem pewności, czy widoczne odcienie były błędem w trakcie masteringu materiału, czy rzutnik dodawał je od siebie. W scenach posiadających naturalne, blade oświetlenie regułą jest delikatne uwypuklanie detali w ciemnych partiach tak, żeby widz miał szanse je dostrzec.
Nie będę wyprzedzał jednak faktów. VPL-VW760 trzyma się nowego wzornictwa producenta, może z wyjątkiem kanciastego VW5000. Bryła jednak nieco odbiega od tegorocznych mniejszych braci, takich jak VW360ES – recenzowany rzutnik kina domowego waży 20kg i produkuje 2000 lumenów, podczas gdy jego mniejszy kompan zamyka się w 14kg i jest w stanie wyświetlić 1800 lumenów. Ten pierwszy jest także około 1,5 cm wyższy i 3cm szerszy, ale wciąż znacznie, znacznie mniejszy od VW5000.
Złącza w VW760ES
Gdy patrzymy na obudowę od frontu, złącza znajdują się na lewej dolnej krawędzi. Znajdziemy tu wszystko, co przyda się w instalacji – Ethernet, dwa wyzwalacze 12V, wejście IR, RS232 oraz serwisowe USSB. Nie zabrakło oczywiście dwóch wejść HDMI 2.0b z obsługą HDCP 2.2. Po drugiej stronie obudowy widzimy przyciski sterujące, które pozwalają obsługiwać rzutnik bez użycia pilota zdalnego sterowania. Sam pilot jest taki sam jak we wszystkich tegorocznych urządzeniach – przyciski podświetlane są na niebiesko, a ich rozmieszczenie jest intuicyjne. W zdecydowanej większości VPL-VW760ES trafi do dedykowanych prywatnych sal kinowych, dlatego podświetlenie jest tu mile widziane.
Projektor laserowy – zasada działania
Autorski system podświetlenia działa na zasadzie niebieskiego lasera przechodzącego przez rotujący dysk fosforowy. Jego ruch optymalizuje odprowadzanie ciepła, bo do osiągnięcia żółtego koloru niebieski laser musi wzbudzać fosfor, co wiąże się z osiąganiem wysokiej temperatury. Kombinacja tych dwóch barw daje intensywne białe światło, rozszczepiane następnie przez filtry dichroiczne na czerwony, zielony i niebieski.
W niektórych urządzeniach korzysta się dodatkowo z czerwonego LEDa lub specjalnego czerwonego lasera, który pozwala osiągnąć 100% nasycenia referencyjnej czerwieni w DCI-P3. Rozwiązanie to zostało zaprojektowane na potrzeby komercyjnych kin, które miały wyświetlać szerszą paletę barw niż domowe HD. Widać tutaj przewagę nad klasycznymi lampami UHP, które nie są w stanie pokryć całego szerokiego gamutu. Oparte o laser źródła światła generują dużo ciepła, wymagają więc interesujących rozwiązań w kwestii chłodzenia, włączając w nie chłodzenie cieczą.
Projektor laserowy – zalety
Projektory laserowe 4K charakteryzują się znacznie dłuższą żywotnością, która szacowana jest na 20,000 godzin, czyli znacznie więcej, niż klasyczne lampy wystarczające średnio na 4 do 5 tysięcy godzin. Te drugie trzeba wymieniać, co zwykle wiąże się z kosztem około 2000 złotych. Oczywiście laser nie jest wieczny i w przyszłości należy spodziewać się także wymiany jego modułu, jednak na tę chwilę nawet nie jesteśmy w stanie oszacować wydatku. Z drugiej strony, przy dwóch filmach dziennie, 365 dni w roku, dobijemy do 20,000 godzin dopiero po 13 latach – raczej małe prawdopodobieństwo, że nie będziemy wtedy chcieli wymienić całego rzutnika.
Na koniec wisienka na torcie – projektor laserowy 4K ma to do siebie, że czas pojawienia się obrazu w VW760ES to około 20-30 sekund, a wyłączanie jest jeszcze krótsze. Hałas – w trybie SDR ciężko o nim mówić, nieco gorzej sprawy mają się przy maksymalnej mocy w trybie HDR. Tutaj wciąż nie jest źle, jednak jeśli rzutnik nie znajdzie się w zabudowie, na pewno przebije się przez szmery i szepty w ścieżce dźwiękowej filmu.
Zważywszy na to, że standard UHD ma już prawie cztery lata, zaskakujące jest, jak niewiele rzutników potrafi osiągnąć natywnie obraz o rozdzielczości 3840×2160 pikseli. Sony było tutaj pierwsze i nie zwalnia tempa, bo w tej chwili ma w ofercie aż 6 rzutników posiada panele posiadające 4096×2160 punktów. Tym bardziej cieszę się, że mam możliwość przeprowadzić test projektora z tak nowoczesnym połączeniem technologii.
Warunki testowe
Na potrzeby tej recenzji skorzystałem z akustycznie transparentnego ekranu Seymour-Screen Excellence Enlightor Neo bez perforacji, o szerokości 290 cm i proporcjach boków 2,35:1 oraz Stewart Filmscreen StudioTek 100 o szerokości 210 cm i proporcjach 16:9. Jednym ustawieniem menu możemy łatwo wypełnić jeden lub drugi ekran, bez konieczności zastosowania soczewki anamorficznej. Ten sam krok w rzutnikach niby-4K z technologią przesuwania pikseli (e-shift) prowadzi do nieostrego obrazu, który bardzo odbiega od natywnego 4K. Niektóre źródła twierdzą także, że obraz wejściowy traci na wstępie połowę do ¾ rozdzielczości.
Porównanie z konkurentami
Rzutniki DLP z nowymi panelami DMD 2716×1528 wyświetlają wszystkie 8,3 miliona pikseli z obrazu 4K, jednak potrzebują do tego dwóch klatek, z których każda wyświetla 4.15 miliona pikseli. Ponadto nowe urządzenia DLP mają pojedynczy chip i pojedyncze koło kolorów, przez co zwykle potrzebują aż sześciu mignięć na każdą z klatek obrazu. Dla odmiany projektor 4K Sony świeci ze wszystkich trzech paneli SXRD równocześnie, w każdej możliwej chwil. Jak na razie wszystkie urządzenia z tą technologią DLP korzystają z lamp UHP, co objawia się niekorzystną, szarą czernią. W większości starają się to zniwelować systemem dynamicznej przesłony, jednak nie mogą się równać z modulowaną czernią lasera. Ponadto, o ile dają ostrzejszy obraz niż panele 1080p e-shift, o tyle wciąż nie zbliżają się do natywnych paneli SXRD w produkcie korporacji z Tokio. Producent ma w tej chwili najtańszy natywny projektor 4K na rynku, model VW260ES wyceniany na 22 tysiące złotych, który jest w zasięgu wielu entuzjastów kina domowego. Jednak test rzutnika z innej półki cenowej to temat na osobny artykuł.
Panele SXRD
Nie byłoby sensu prezentować nowego modelu, gdyby nie pojawiły się w nim nowinki w stosunku do produktów z lat poprzednich. Poprawiły się panele SXRD (nazwa Sony na LCoS) poprzez większą precyzję kierunkowania światła, teraz ciężej o tzw. „crosstalk” – przenikanie światła na sąsiednie piksele. Skutkiem są bardziej kontrastowe obrazy o lepszej klarowności. Przez kilka lat pracowano także nad wyświetlaniem HDR, który wygląda teraz lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak pewnie wiecie z innych recenzji, telewizory takie jak ZD9 są w stanie wyświetlić biel 10 do 20 razy jaśniejszą niż jakikolwiek rzutnik, dlatego HDR na nich rozpatrujemy w zupełnie innych kategoriach. Nie znaczy to, że rzutniki nie są w stanie pokazać imponującego HDRa – byłem kompletnie zaskoczony tym, co pokazał w „Blue planet II”. Obraz w porównaniu do poprzedników wydawał się całkiem magiczny, zupełnie zbliżony do rzeczywistości. W dużym stopniu jest to zasługa szklanego obiektywu, który podobnie jak w poprzednikach, potrafi przekazać praktycznie całą zdolność rozdzielczą przetworników. Byłem w stanie za każdym jednym razem stwierdzić, że ten klarowny i ostry obraz pochodzi z nośnika 4K UHD.
Ekran projekcyjny jest równie ważny
Czy jest lepiej, niż w przypadku kosztującego prawie 300 000 złotych VPL-VW5000ES? Nie, 5000 lumenów to po prostu zbyt duża przewaga nad tym, co potrafi wyświetlić VW760ES, jednak w kwestii rozdzielczości uważam, że oba mają równie dobre obiektywy. Zaskoczyło mnie, jak ogromną ilość detali potrafi przekazać ekran Enlightor Neo, szczególnie w porównaniu do ekranów pokrytych warstwą stałą. Warto wiedzieć, że badania SMPTE wskazują, iż na nieodpowiednio perforowanych ekranach zysk ze zwiększonej rozdzielczości 4K nie był w ogóle zauważany przez badaną grupę. Konieczne jest więc, żeby dokładnie dobrać ekran transparentny akustycznie tak, aby skorzystać również z większej ilości detali na płytach UHD.
Odtwarzanie 3D
Jako że Japończycy w modelu VW760ES wrócili do odtwarzania materiału 3D, nie omieszkałem od razu przetestować tej możliwości. Każdy z filmów, który oglądałem, był niemal doskonały pod tym względem – może przez 20 sekund w trakcie całego dwugodzinnego seansu pojawiały się jakieś artefakty, jednak nie pod rząd – zwykle były to sekundowe, maksymalnie dwu-sekundowe urywki, podczas których widziałem niedoskonałości. Większość widzów nawet by ich nie zauważyła, bo trzeba było naprawdę dużego skupienia, żeby cokolwiek dojrzeć.
Oczywiście wszystkie materiały miały rozdzielczość 1080p , z czego większość o współczynniku proporcji boków 2.39:1. VW760ES robi tu świetną robotę ze swoimi natywnym 4K, bo te same filmy wyświetlane na projektorach 1080p z technologią pixel-shift wyglądają po prostu miękko. Sony wychodzi tu na prowadzenie, a całości dopełniają systemy Reality Creation i wysoka jasność lasera – 3D wręcz się o to prosi. Ciekawe jest to, że producent przyznaje, że jego upscaling jest znacznie bardziej skomplikowany, niż tylko zmiana 1 dużego piksela w cztery mniejsze. Spędziłem sporo czasu porównując obie technologie – testowanego VPL-VW760ES i konkurenta z przetwornikami 1080p w technologii e-shift.
Porównanie bezpośrednie
Aby obiektywnie przeprowadzić test projektora, rzutniki świeciły na jeden ekran i naprzemiennie zasłaniałem im soczewki. Oczywiście oba skalibrowane pod taki sam punkt bieli, gamma zbliżona do 2.3 i optymalne ustawienia koloru. Sony miało rację – obrazy produkowane przez projektor laserowy VW760ES mają znacznie więcej detali na wszystkich powierzchniach, takich jak skóra, ubrania, powierzchnie kamieni, trawa, drzewa, włosy czy kostiumy super-bohaterów. Wcześniej twierdziłem, że przesuwane panele 1080p dają 25% zysku w stosunku do zwykłych przetworników 1080p, jednak po bezpośrednim porównaniu z 760tką mogę stwierdzić, że jest to co najwyżej 15-20%. Jeszcze inaczej sprawa ma się z sygnałem 1080i lub 720p z tunera telewizji satelitarnej – tutaj system Reality Creation od Japończyków jest po prostu absolutnie bezkonkurencyjny i nie daje konkurencji żadnych szans. Dodatkowo trwałość laserowego źródła światła wręcz zachęca do oglądania telewizji bez zmartwienia o wypalanie…
Rzutnik posiada pięć banków pamięci dla obiektywu, jednak wątpliwe, żeby użytkownik musiał zmieniać je ręcznie. Rzutnik zagości głównie w profesjonalnych instalacjach, gdzie odpowiednie tryby będą dostępne z dedykowanego pilota lub ekranu dotykowego na tablecie.
Reality Creation, Motionflow
Wracając jeszcze do kwestii Reality Creation – podczas gdy większość sprzętu AV, takiego jak odtwarzacze, amplitunery czy telewizory skaluje sygnał HD do UHD w najprostszy sposób pozbywając się jedynie aliasingu, tak Sony wykorzystuje wewnętrzne bazy danych, zawartość sąsiadujących pikseli i złożone algorytmy do uzyskania najlepszej możliwej szczegółowości. I to widać.
Kolejny istotny aspekt to odwzorowanie obrazu w ruchu. Nie mam wątpliwości, że Motionflow to najlepszy istniejący obecnie system na rynku – pozostawał włączony praktycznie cały czas. W „Passengers” rzut oka na drogę mleczną wystarczył, żeby dojrzeć podwójne gwiazdy przy powolnym ruchu kamery. Motionflow ustawiony na „niski” praktycznie eliminował ten efekt, natomiast „wysoki” pozbywał się go całkowicie – obraz był idealnie ostry. W trakcie całego okresu recenzji ani razu nie było sytuacji, abym po porównaniu wszystkich trzech trybów zostawił suwak na pozycję „wyłączony”. W takich filmach jak „Rocky Mountaint Express” i „Passengers” w wersjach UHD preferowałem najwyższe ustawienie.
Jedynej rzeczy, której to cudeńko nie robi, to nie usuwa ziarna z filmów kręconych na taśmie. Jest ono bardzo zauważalne w „Blade Runner 2049″, „Close Encounters Of the Third Kind”, a nawet w „Piątym Elemencie”. Gdy oglądamy najnowsze tytuły UHD kręcone cyfrowymi kamerami, wszystko jest obłędnie gładkie I szczegółowe, a ilość detali przenoszonych przez recenzowany rzutnik tylko uwypukla niedoskonałości taśmy filmowej. Jedni lubią ten efekt, ja po prostu skupiałem się na filmie i po czasie przestałem zauważać ziarno.
Menu i ustawienia
Jak zwykle w menu znajdziemy 9 różnych predefiniowanych trybów obrazu, które są zaskakująco zbliżone do referencji. Oczywiście nie są identyczne, ale żaden z nich nie jest podobny do typowych, koszmarnych trybów takich jak „Dynamiczny” czy „Nasycony”. Zdecydowanie najjaśniejszy obraz uzyskamy w trybach „Jasne kino” i „Jasne TV”. Według producenta najlepiej nadają się one do wykorzystania w warunkach takich jak salon, bez idealnego wyciemnienia. W przeciwieństwie do typowych koszmarków u innych producentów, te dwa tryby naprawdę mają sens i nie masakrują wierności odwzorowania barw.
Sony posiada także bardzo zaawansowany tryb wygładzania gradientów, który maskuje niedoskonałości materiału telewizyjnego, a także płyt Blu-ray, w których 8-bitów to po prostu za mało na zmieszczenie pełnej informacji o kolorze. W tytułach UHD HDR, które korzystają z 10-bitowego próbkowania koloru „Smooth Gradation” raczej nie będzie miało zastosowania.
Dodatkowe funkcje, opóźnienie wejścia
Na pewno zawiedzeni nie będą gracze – długa żywotność lasera idzie w parze z najniższym na rynku opóźnieniem i to czuć od razu. Konkurenci mogli by się tu naprawdę wiele nauczyć – rzutnik Sony posiada dedykowane ustawienie „Input Lag”, w którym wyłączane są wszystkie „upiększacze” obrazu, takie jak Motionflow i redukcja szumów.
W menu znajdziemy także opcję auto-kalibracji, jednak nie jest to profesjonalna kalibracja obrazu przeprowadzana przez firmę instalacyjną. Chodzi o to, że rzutnik potrafi zmierzyć wewnętrzne działanie lasera i zniwelować ewentualne odstępstwa od wzorca. Nie uwzględnia przy tym oczywiście ekranu, warunków panujących w pomieszczeniu, odległości rzutowania i tak dalej. Ustawienia dotyczące systemu zarządzania kolorem są zupełnie niezależne od autokalibracji.
Wrażenia z oglądania
Wrażenia z filmów? Żadna recenzja projektora nie może się bez nich obyć! Nareszcie mogę powiedzieć, że mamy tytuły UHD, które w pełni wykorzystują potencjał nowego formatu. „Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi” to jeden z tych filmów, które są w całości zmasterowane ze źródłowego materiału 4K. Ilości detali widocznych na ekranie po prostu nie da się opisać słowami – podczas zbliżeń na pilotów Rebelii miałem wrażenie, że patrzę na prawdziwych ludzi znajdujących się w pokoju razem ze mną. Pierwsze zbliżenie na mechaniczną rękę Luke’a było czymś prawdziwie urzekającym, bo nie miałem problemu żeby wskazać na nowe fragmenty i te nieco już zestarzałe. Ma to też czasem zabawne efekty uboczne – gdy jeden ze statków Rebelii zostaje trafiony, widzimy robota naprawczego zajmującego się płytką drukowaną, pełną rezystorów i luźnych kabli przeplatających otwory. Takich płytek nie robi się już od dwudziestu lat, a na pewno nie trafiłyby do statków kosmicznych…
Czy detali może być zbyt wiele?
Ależ skąd! Jestem pewien, że w materiale BR i DVD nikt by nawet nie zwrócił uwagi na tę płytkę. Nie umiem przekazać słowami tego, co potrafi wykrzesać VW760ES z płyty „Ostatniego Jedi”, wszystkie tekstury są tak realistyczne, że nie umiałem pozbyć się wrażenia przebywania na miejscu. Momentami ilość świateł na scenie wręcz przytłaczała, a kolor był tak soczysty, że możemy zapomnieć o podobnych doznaniach w zwykłych materiałach HD. Na przykład czerwone światło za tronem w momencie, gdy Kylo Ren wchodzi do sali koronacyjnej, jest niesamowitym odcieniem czerwieni niedostępnym w wersji 1080p. Jeśli posiadacie VPL-VW760ES, zdecydowanie zobaczcie ten film, to na nim doskonale widać, na co stać najnowszy projektor 4K Sony.
Ustawienia
Przez cały test projektora korzystałem z ustawienia „Referencja”, które potem zostało dodatkowo skalibrowane do standardów branżowych – punkt bieli D65, przestrzeń barw Rec. 709, dobór poziomu czerni i kontrastu do pomieszczenia. Ustawienie wyostrzania na domyślną wartość 50 wprowadza już sztuczne obwódki, natomiast ostatnim „neutralnym” ustawieniem jest 28. Nawet bez żadnych korekt obraz był bardzo, bardzo bliski referencji, jednak nie omieszkałem doprowadzić go bliżej perfekcji.
W trybie UHD HDR wykorzystałem tryb „użytkownika”. Tutaj produkt ze stajni japońskiego producenta jest bardzo bliski wypełnieniu natywnego gamutu DCI-P3, jednak sztuka ta nie udaje się w 100%. Do niebieskiego, żółtego i magenty nie mogłem mieć zastrzeżeń, jednak cyjan był delikatnie osłabiony, a zieleń i czerwień nieco rozminęły się z punktami referencyjnymi. Ponownie ustawienie ostrości na 28 było ostatnim pozbawionym obwódek, a dodatkowo nie omieszkałem skorzystać z dobrodziejstw trybu Reality Creation – rozdzielczość ustawiona na 40, a redukcja szumów na 30. Nie widziałem wtedy żadnych artefaktów, a obraz pozostał bardzo ostry i szczegółowy. Wyższe ustawienia generowały już widoczny obwódki na krawędziach czarnych obiektów plansz testowych.
Podsumowanie
Nie ma wątpliwości, że kosztujący 70 000 złotych Sony VPL-VW760ES zdecydowanie sprostał oczekiwaniom, jakie miałem wobec projektora kina domowego z tej półki cenowej. Korzystanie z niego i oglądanie generowanych przezeń obrazów doskonałej jakości to czysta przyjemność. Jest wystarczająco jasny, aby w imponujący sposób pokazać HDR, robi dobrą robotę w 3D (które najpewniej już macie w swojej kolekcji) i zdecydowanie lepiej niż konkurencja radzi sobie w skalowaniu materiałów HD do UHD. Widzimy tutaj wszystko co najlepsze w kwestii jakości optyki, przetwarzania obrazu, poziomu czerni i plastyczności. Oczywista rekomendacja.
Recenzja autorstwa Douga Blackburna, pojawiła się na łamach Widescreen Review w czerwcu 2018 roku – tłumaczenie cinematic.pl